wtorek, 1 września 2015

Babia Góra po raz ...

     Ostatni weekend wakacji, sprzyjająca pogoda i znajomi wybierający się w góry. Żal było by nie skorzystać i się do nich nie przyłączyć, tym bardziej że wyjazd nie kolidował w żaden sposób z planami na sobotę czy też niedzielę. W ten oto sposób po raz już dwunasty przyszło zdobywać Babią Górę. O kilku wcześniejszych próbach można było poczytać już na blogu:


     Dlatego też tym razem nie będę się rozpisywać wiele na temat samej góry czy też Parku Narodowego. Smaczkiem miała być pełnia księżyca podczas podejścia i obserwowanie spektaklu wschodzącego słońca ze szczytu. Zaskoczyła mnie tym razem wyjątkowo spora liczba osób na szlaku (widać wszyscy wyczuli sprzyjające warunki) co dość wyraźnie dało się to odczuć widząc sznur czołówek podążających w jednym kierunku. Gdybym miał pokusić się o jakieś rachuby to na szczycie mogło być nawet i dwieście osób. Wspomnę tylko że ciężko było zrobić zdjęcie by kogoś nie złapać w kadrze. Pozostałe wrażenia niech opiszą zdjęcia

     Start chwilkę przed trzecią rano. Parking już niemal w całości zapełniony. Do wschodu pozostają jakieś trzy godziny więc spieszyć się nie musimy. Na szczycie będziemy pewnie sporo wcześniej. Pierwsza fotka jak zwykle przy wejściu na szlak, tak by można było sprawdzić poszczególne czasy wędrówki.


     Choć księżyc robił co mógł to iść bez czołówek nie bardzo się dało. Co prawda byli tacy co próbowali i nawet jakoś sobie radzili, ale z własnym źródłem światła jednak jest pewniej. Gwieździste niebo oraz pełnia księżyca prowokowały do częstszych postojów. 






     Przed szczytem lekki szok. Tłum osób, statywy, aparaty, kamery. Każde dogodne miejsce zajęte. By nie zaliczyć "pustego" wejścia meldujemy się na chwilę na szczycie ale szybko schodzimy nieco niżej. Jak dobrze się poszuka to nawet kawałek wolnego miejsca uda się znaleźć i może jakąś fotkę krajobrazową ustrzelić, wszak pora ku temu najlepsza. Spektakl zaraz się zacznie. Wschodzące słońce przed nami, zachodzący księżyc za plecami, gdzie tu patrzeć?













     Kilkanaście minut po szóstej zaczynamy schodzić. Nisko znajdujące się jeszcze słońce, wspaniale oświetla okolicę. Długie cienie, żywe kolory i ta zachwycająca panorama. Żal się rozstawać. Ostatnie spojrzenie na Tatry, potem nieco za siebie, po drodze jeszcze Sokolica i ostatnia fotka na cały masyw. Dzień już na poważnie się obudził i wszystko wraca do znanych wszystkim kolorów. W dobrych nastrojach mijają nam ostatnie metry.










     Na parkingu zjawiamy się chwile przed ósmą. Jedni już wyjeżdżają inni dopiero się pojawiają. My już mamy co wspominać oni dopiero to zobaczą. Babia ma naprawdę swój urok. Mnie za każdym razem, bez względu na pogodę urzeka i na pewno jeszcze nie raz się spotkamy. Wypad zaliczam do niezwykle udanych. Wszystko bez zarzutu, począwszy od towarzystwa a kończąc na warunkach. To co, kiedy znowu się szykować?


Ps. Paula, Grześ, Mario - dzięki i do następnego.







2 komentarze:

  1. Widoki śliczne, aż pozazdrościć...ale odbijemy sobie na Potrójnej ;-) Następnym razem też chce, bo nie mam takiej ilości wejść na ten szczyt, więc chyba wypada nadrobić :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Potrójnej na pewno.

      W razie czego rozumiem że mam informować o ewentualnych wypadach w góry?
      Najbliższy być może już w ten weekend, oczywiście jak pogoda pozwoli i nic innego nie wyskoczy. Później dopiero w październiku powinienem (powinniśmy) mieć jakąś wolną chwilę.

      Usuń