środa, 1 lipca 2015

Tatry - Zawrat w deszczu

     Jak większość pewnie zauważyła właśnie rozpoczęły się wakacje. Może nie z przytupem bo pogoda średnia (dotychczas) lecz nie ma co narzekać, jak się chce to zawsze można coś wymyślić. Moc facebooka i bloga a może urok osobisty :) sprawiły że kilka osób w moim otoczeniu wyraża chęć wspólnych wędrówek, głównie tatrzańskich. Przyznam że do niedawna nawet bym nie przypuszczał że z taką częstotliwością uda mi się w góry jeździć, a w ten oto sposób po raz kolejny pojawia się relacja z tamtych rejonów. Czy kogoś zaczyna to nudzić?
     Plan w dużym stopniu ułożony pod zapowiadaną pogodę. Przewidywane burze każą unikać szczytów i wędrowania granią, bezwzględnie pod to musimy się dopasować. Dobrze by było zaliczyć po drodze jakieś schronisko by w razie czego trochę się przesuszyć. Zasadniczo deszcz w niczym nie przeszkadza, jednak znacząco obniża komfort eksploracji. Ostatecznie skończyło się nieco inaczej niż miało być, choć i tak całkiem fajnie.

Kuźnice (1010 m n.p.m.) - Schronisko PTTK na Hali Gąsienicowej (1500 m n.p.m.) - Czarny Staw Gąsienicowy (1624 m.n.p.m.) - Zawrat (2159 m n.p.m.) - Siklawa (1669 m n.p.m.) - Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (1668 m n.p.m.) - Wodogrzmoty Mickiewicza (1120 m n.p.m.) - Palenica Białczańska (990 m n.p.m.)

     Do Zakopanego wjeżdżamy w deszczu. W tym samym, dość konkretnym deszczu przebieramy się i rozpoczynamy wędrówkę. Nie tak to miało wyglądać, ale przecież nie zrezygnujemy. Pozostaje mieć nadzieję że nie będzie padać stale. W drogę ruszamy kilkanaście minut po trzeciej. Już pierwsze kroki przynoszą miłą niespodziankę. Kilkuosobowa, sarnia rodzinka raczej nie spodziewając się nikogo w tym miejscu, pojawia się kawałek przed nami. Jeszcze nie doszliśmy do szlaku a już takie atrakcje, dobry to prognostyk. Dolinę Jaworzynki pokonujemy w świetle czołówek, które zdejmujemy gdzieś w trakcie podejścia na Karczmisko. Deszcz nieco odpuszcza i przy względnej aurze docieramy do schroniska chwilkę przed piątą. W przedsionku spotykamy cztery osoby. Z krótkiej rozmowy wychodzi że dwie z nich to grupa wsparcia pozostałych dwóch, będących uczastnikami jakiegoś ekstremalnego triathlonu. Chłopaki są od 29 godzin na nogach, mają za sobą 5 km pływania w jakimś jeziorze, 200 km na rowerach pętlą wokół Tatr, a teraz akurat nieco się regenerują w trakcie biegu z Ornaku do Morskiego Oka. Generalnie duży szacunek i lekka zazdrość. To dopiero musi być wyzwanie. 




     Po chwili przerwy ruszamy dalej. Chmury pozbawiają całkowicie widoków, jedynie momentami co nieco odsłaniając. Deszcz nieco odpuścił idzie się całkiem nieźle. Przed nami chyba najciekawsza część dnia czyli strome podejście na Zawrat. Mokra skała, kilka łańcuchów i trochę wspinaczki to elementy które bez wątpienia zwiększają atrakcje. W głowie mamy świadomość ekspozycji, choć ze względu na pogodę wcale tego nie widać. Patrząc do tyłu nie widać skąd przyszliśmy, patrząc przed siebie nie wiadomo gdzie idziemy.
     Na przełęcz docieramy około 7:30. Po chwili pojawia się samotna turystka. Zamieniamy kilka zdań, podpowiadamy dalszą drogę, dodajemy kilka słów otuchy i życzymy powodzenia. Dzisiaj raczej tłumów nie ma się co spodziewać, a już z pewnością nie o tej porze.








     Zejście do Doliny Pięciu Stawów to w zasadzie bardzo prosta droga. W normalnych warunkach świetna widokowo, teraz mocno zasłonięta. Pogoda co prawda zdecydowanie lepsza niż o świcie, na fajne zdjęcia nie mamy jednak co liczyć. W tych rejonach pojawia się już zdecydowanie więcej osób, choć i tak dość niewiele jak na początek wakacji. Plan nasz zakłada dojście do Siklawy i dłuższą przerwę w schronisku. Tam zobaczymy co robimy dalej. 











     W schronisku trafiamy akurat na przerwę i nawet kuchnia jest zamknięta. Nie zabawiamy zatem zbyt długo, przeglądamy mapę, nieco kalkulujemy i zmieniamy trasę. Pierwotnie mieliśmy iść na Krzyżne a stamtąd przez Dolinę Gąsienicową wrócić do Kuźnic. Trochę zbyt dużo czasu może nam to zająć, a jak zwykle chcemy wrócić nieco wcześniej i uniknąć ewentualnych, popołudniowych korków. W takiej sytuacji schodzimy Doliną Roztoki do parkingu w Palenicy Białczańskiej. Jakoś często ostatnimi czasy pokonuję te nie lubiane asfalty i chyba już się do nich przyzwyczajam. Pozostaje nam tylko wsiąść w pierwszego busa i odjechać w kierunku Zakopanego.







     Wypad jak to przeważnie bywa okazał się całkiem fajny. Wiadomo, szkoda pogody, ale w zasadzie spodziewaliśmy się gorszych warunków. Deszczu nie było wcale tak dużo. Zdjęcia, choć robione w momentach chwilowych przejaśnień. to w miarę wiernie oddają warunki na trasie. Wycieczka po której z pewnością czuć niedosyt, ale na pewno go jeszcze nie raz zaspokoimy. Kto wie może nawet w najbliższym czasie.



Linki, gdyby ktoś chciał nieco więcej dowiedzieć się choćby o historii schronisk:


EDIT
     Nie będę poprawiał już wpisu, więc dodam tutaj. Już wiem co to był za triathlon, więcej na jego temat, dokładny przebieg i kilka ciekawostek  można poczytać pod linkami:
HardaSuka - strona poświęcona wydarzeniu,
profil fb






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz