czwartek, 5 lutego 2015

Beskid Śląski - Szyndzielnia

     Dzisiaj propozycja zimowej wycieczki, choć górskiej to łatwej, lekkiej i przyjemnej. Takiej dla rodzin z dzieciakami i nie koniecznie narciarskiej.

     Wszystko zaczęło się od tego że pojawił mi się pomysł na jakiś dłuższy spacer w śniegu. Wiadomo że maluchy nie koniecznie przystaną na taką propozycję równie ochoczo co rodzice więc jakoś trzeba je zachęcić. Dość łatwo poszło gdy w planach pojawiły się sanki. Dzieci może nie znudzą się za szybko, ale ktoś przecież te sanki musi ciągnąć. Mnie jak zwykle ciągnie w jakiś bardziej pagórkowaty teren. Żeby przy tym wszystkim nie zmęczyć się za bardzo fajnie gdyby było cały czas z górki. Gdzie takie miejsce znaleźć? Oczywiście w Beskidzie Śląskim


     Jeśli podobnie jak my rozważacie zabranie dzieci zimą w góry, nie po to by pojeździć na nartach a po to by trochę pochodzić to okolice Bielska Białej nadają się do tego znakomicie z kilku powodów. Jeden z nich to oczywiście łatwość dojazdu i czas na niego poświęcony. Z serca aglomeracji unikając korków dotrzemy tu w godzinę. Nie bez znaczenia jest również atrakcyjność samego miasta z całą bazą towarzyszącą, choć to opowieść na osobny wpis. Kolejnym argumentem który bardzo ułatwia zdobywanie gór to bez wątpienia kolej linowa i to właśnie tutaj zaczynamy dzisiejszą wycieczkę. Przebiegły plan oparł się na tym że najbardziej męczącą część trasy pokonamy w wagoniku kolejki. Pozwoli nam to bez wątpienia oszczędzić sporo czasu i sił które przydadzą się być może później. W ten oto sposób pojawiamy się niedzielnego południa wraz z sankami przy dolnej stacji kolejki na Szyndzielnię. O dziwo nie ma tu tłumów i bez problemu, niemal z marszu w kilka minut dostajemy się na górę. Kolejka nie wyjeżdża na sam szczyt. Od górnej stacji czeka nas 10 minut spaceru do schroniska, które notabene też na szczecie nie stoi. 

     Szyndzielnia to wzniesienie wysokie na 1028 m n.p.m. administracyjne znajdujące się w granicach Bielska Białej oraz w Parku Krajobrazowym Beskidu Śląskiego. Nieco poniżej szczytu (1001 m n.p.m.) stoi schronisko turystyczne, wybudowane jako pierwsze w Beskidzie Śląskim już w roku 1897. Niemal od początku istnienia pojawiło się tu też niewielkie alpinarium z roślinami charakterystycznymi nie tylko dla Beskidów ale i Alp Wschodnich.








     W górach (zresztą nie tylko tam) staramy się kierować dewizą że to nie ambicje rodziców kierują wycieczką a radość i zabawa dzieci są jej celem i to właściwie weryfikuje nasz plan. Zamiast 10 minut do schroniska idziemy pewnie z pół godziny i równie dużo czasu spędzamy przed nim. Niby mieliśmy iść na Kllimczok i wrócić tą samą trasą, ale wtedy prawie na pewno na dół musielibyśmy zjechać kolejką, a tego chcieliśmy uniknąć. Plan nasz zakładał bowiem długi zjazd na sankach i to z jego względu zostaliśmy w schronisku racząc się m.in. skromnym, aczkolwiek smacznym obiadem. Przyznam że zaskoczyła mnie ilość dzieci w schronisku. Dało się je zauważyć oraz usłyszeć, a "parking sankowy" był niemal całkowicie zapełniony. Widać, że jest to dość popularna forma turystyki zimowej w tym miejscu.









     Posileni, rozgrzani i w dobrych nastrojach wychodzimy by zrealizować główną atrakcja dnia, czyli zjazd na sam dół. Wybierać można kilka opcji szlakowych, choć najrozsądniejsza wydaje się ta drogą dojazdową do schroniska czyli szlakiem czerwonym. Jest to około 5,5 km o różnym stopniu nachylenia jednak cały czas w dół. Ilość kopnego śniegu nie pozwala na ciągłą jazdę, ale to tylko wyraźnie poprawia bezpieczeństwo. Im niżej tym robi się bardziej twardo i ślisko do tego stopnia że puszczając sanki trudno je dogonić. Na ostatnich metrach szlaku nawet ustanie na nogach stwarza lekkie problemy, takie to trafiliśmy warunki :)







     Wycieczka mimo że dość krótka (nam zajęła 4 godziny) wyszła bardzo fajnie. Daje ona kilka alternatyw by w sprzyjających okolicznościach połazić nieco więcej, choć i w tej skróconej wersji będzie mile wspominana. Bilety na kolejkę  kupiliśmy od razu z opcją powrotu. Nieco drożej wtedy wychodzi ale daje jakieś zabezpieczenie w razie czego. Za sanki nie płaciliśmy choć wydawało mi się że trzeba będzie. Parking na dole płatny (10 zł dzień). Na zimowe, w sumie kilkugodzinne wypady warto wziąć komplet ciuchów na przebranie dla dzieci bo nigdy nie można być pewnym czy te nie przemokną, co zresztą dość łatwe jest w głębokim śniegu.


Jak zwykle kilka linków:
kolej linowa Szyndzielnia
schronisko PTTK Szyndzielnia
schronisko PTTK Klimczok



Ps. Jesienny wypad w części pokrywający się z powyższym opisany został również tutaj.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz