czwartek, 17 marca 2016

IX Zimowy Zlot Góry z dzieckiem - Schronisko PTTK nad Wierchomlą

     Chronologii już jakiś czas temu przestałem się trzymać, bo zwyczajnie nie wyrabiam. Do tego fakt, że czas w jakiś magiczny sposób przecieka przez palce wcale w pisaniu nie pomaga. W tygodniu w związku z pracą, zajęciami dodatkowymi dzieciaków czy też swoimi pasjami chwili na to nie ma, a weekendy jeśli nie wyjazdowo to imprezowo zajęte. Oj dużo mam zaległości. Patrząc po ostatnich blogowych publikacjach stwierdzam że bardzo górsko się u nas zrobiło, ale co mam powiedzieć jeśli tak to lubimy. Nie inaczej będzie i dzisiaj, bo na warsztat leci Zimowy Zlot Góry z dzieckiem.

     Tegoroczny, Zimowy Zlot Góry z dzieckiem zawitał w Beskid Sądecki a dokładnie do Bacówki PTTK nad Wierchomlą. Dla niektórych był to już koniec ferii, inni je dopiero zaczynali. Fakt faktem że bez względu jak kalendarzowo ludzie byli ustawieni to mało kto choć w minimalnym stopniu skosztował tegorocznej zimy. Przed samym wyjazdem mieliśmy pewne obawy co do zimowego charakteru zlotu, na szczęście aura postanowiła nam nieco dopomóc. Było pogodnie, śnieżnie i naprawdę fajnie, ale może od początku i po kolei ...

     Zlot rozpoczynamy sobotniego poranka w Szczawniku na parkingu przy stacji narciarskiej. Bardzo miło spotkać się z rodzinami znanymi osobiście jak i poznać te znane tylko wirtualnie. Generalnie czuć że jest to dość zgrana ekipa i nie powinno być w żaden sposób nudno. Tak jak dorośli padają sobie w objęcia tak i dzieciaki witają się radośnie z kolegami, koleżankami, wujkami i ciociami. Od początku kapitalna atmosfera. Głód zimy jest na tyle duży że niektórzy najmniejszą nawet zaspę traktują jak wielką górę zjazdową.
    Stąd do schroniska mamy jakieś 6 km prostej, łagodnej drogi, a że warunki sprzyjały część rodziców do transportu maluchów w górę postanowiła wykorzystać sanki. Transport innych bagaży ustalony był już wcześniej więc w miarę na lekko, tempem spacerowym mogliśmy udać się na górę. Fajne jest to że nie ma pośpiechu, nikt się nie męczy (mimo kontuzji) a trasa jest na tyle łatwa że nawet niemowlak w wózku może zostać wwieziony na górę. W ten sposób, wśród wielu uśmiechów i pasjonujących rozmów w niewielkich odstępach, po 2,5 godzinie spaceru docieramy do schroniska. Tu jeszcze jedno powitanie z osobami będącymi na miejscu już od dnia wczorajszego, rozlokowanie po pokojach, obiad i ... czas na zabawę.









     Zabawę oczywiście na śniegu. Lepimy całkiem pokaźnych rozmiarów bałwana, urządzamy dość sporą wojnę na śnieżki oraz zjeżdżamy na czym tylko się da. Sporo przy tym wygłupów, przewracanek i mocno wyluzowanej atmosfery. Zdjęcia w niewielkim stopniu oddają to co działo się na miejscu.












    Wraz z nastającym zmrokiem trzeba przejść do kolejnych punktów zlotowego programu, a że czas jest ograniczony to odbywają się one równocześnie. Maluchy mają nieco zajęć kreatywnych, kolorowanki, wycinanki itp. oraz to co wydawać by się mogło najbardziej je ucieszy czyli "pokarnawałowy" bal przebierańców. Rodzice w tym czasie integrują się przy ognisku i kiełbasie. Minuty szybko upływają, dzieci wracają do swoich zabaw, dorośli do swoich. Kolacje, zasypianie, nocne (wcale nie takie długie) rozmowy, gitara i śpiew, a więc to co wszyscy lubią najbardziej. Oczywiście w bardzo grzecznej i przyzwoitej atmosferze :)












     Bacówka znana jest między innymi z racji fajnej tatrzańskiej panoramy. Aura dnia poprzedniego nie pozwoliła jej zobaczyć inaczej niż w formie zapuszkowanej, dlatego z nadzieją na poprawę kładłem się spać wieczorem. Bez wyraźnego bodźca, dość intuicyjnie obudziłem się przed wschodem słońca i ... nie mogłem się oprzeć przed wyjściem na zewnątrz. Opłaciło się nieco zmarznąć bo widok bez wątpienia był tego wart. Byle jaki aparat i jeszcze słabszy fotograf szału nie zrobią, aczkolwiek ruszając nieco wyobraźnią można ulec urokowi zdjęć nie mówiąc już o wrażeniach na żywo.












    Po powrocie do schroniska pora na ogarnianie. Poranna toaleta, śniadanie, porządki, pakowanie bagaży, trochę zabaw i mimo leniwego tempa czas pierwszych pożegnań. Nie wszyscy schodzą razem bo różna droga do domu. Nam udaje się załapać w największej ekipie. Zbiorowa, pamiątkowa fotka, ostatni rzut oka na Tatry i czas ruszać na dół. Kapitalnie sprawdzają się sanki, ale i na jabłuszkach czy innych wynalazkach w niektórych miejscach można zjeżdżać. Pogoda wyraźnie się poprawia, zaskakuje ciepło i wspaniały, zimowy plener którego tak bardzo brakowało dotychczas. Zejście zdecydowanie szybsze niż wczorajsze podejście zwiastuje niestety szybsze rozstanie z ludźmi. My nie od razu wracamy, plan jest odwiedzić jeszcze jedno miejsce po  drodze ale o tym już w innym wpisie.












     Tradycyjnie dziękujemy wszystkim za świetną atmosferę, zabawę, luz i wszystko towarzyszące. Organizatorom za organizację, uczestnikom za uczestnictwo. Wszystkim razem i każdemu z osobna. Dzięki. Chyba nie muszę pisać że bardzo pasują nam takie wypady i naprawdę gorąco zachęcamy by spróbować takiej formy wypoczynku z dziećmi.


    Na końcu jeszcze raz linki, w jakiś sposób podsumowujące wypad:

Góry z dzieckiem - organizator całego zamieszania
Bacówka PTTK nad Wierchomlą

oraz relacje uczestników:

Na naszym szlaku - Zlot nad Wierchomlą czyli kolejne poszukiwanie zimy
Nie usiedzę w miejscu - Zimowy zlot w Beskidzie Sądeckim


Ps. Część fotek jest autorstwa Marleny i Mariusza W. - dzięki za możliwość udostępnienia.




   



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz