wtorek, 16 grudnia 2014

Tatry Zachodnie - czy to już zima?

     Jakiś miesiąc temu, na pewnym męskim spotkaniu, padła propozycja by wspólnie wybrać się gdzieś w góry. Ustaliliśmy datę, trochę pogadaliśmy i w zasadzie sprawę zamknęliśmy. Wiadomo że wyjścia w nieco wyższe rejony są mocno uzależnione od pogody, pozostało nam więc czekać na pomyślną prognozę tuż przed umówionym terminem. Ten się zbliżał, a wraz z nim zbliżał się też orkan Aleksandra, który zasiał trochę niepokoju w naszych planach. Ostatecznie aura postanowiła nam sprzyjać i niedzielnego poranka mogliśmy zawitać u podnóża Tatr. Niezwykle zacna, choć w dużej mierze bez doświadczenia zimowego, drużyna za cel wędrówki wybrała Tatry Zachodnie. Nie ma tu jakichś specjalnych trudności, otaczające górki też nie są najwyższe. Dobre miejsce by to właśnie tutaj zaczynać zimowe łażenie po góach. Konkretny przebieg dzisiejszej trasy to:

Siwa Polana (925 m) - Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej (1148 m) - Grześ (1653 m) - Rakoń (1879 m) - Wołowiec (2062 m) - Zawracie (1863 m) - Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej (1148 m) - Siwa Polana (925 m)

     Na parkingu przed Siwą Polaną stawiamy się nieco wcześniej niż planowaliśmy. Czekamy więc chwilę na odpowiednią godzinę, by tuż przed 6 wyjść na szlak. Przed nami długa, dość nudna droga dnem Doliny Chochołowskiej. Nie musimy się spieszyć więc dość spokojnie, przy świetle czołówek posuwamy się do przodu. Do schroniska docieramy nieco przed 8, krótka przerwa i pora zacząć ambitniejszą część wędrówki.


     Nocne Polaków rozmowy wprawiły nas w bardzo dobry nastrój i jakoś nie specjalnie poganiały ku górze. Obawy nasze co do panujących warunków okazały się zbyteczne. Śnieg owszem był, jednak nie za dużo i fajnie wydeptany więc szło się całkiem przyjemnie, przy tym wszystkim był on jeszcze niezbyt mokry a przecież od dwóch dni nawet w nocy temperatura panowała lekko dodatnia, obyło się więc nawet bez stuptutów. Powoli, ale do przodu, pokonujemy kolejne metry i kolejne punkty na trasie. Jakkolwiek dziwnie to brzmi zdobywamy Grzesia ;) idziemy zdobyć Rakoń (kto to jest ten Rakoń, zna ktoś Rakonia?) i jakoś tak nam mija. Wraz z narastającym zmęczeniem, zróżnicowało się nasze tempo i trochę się rozdzielamy. Od pewnego czasu nieco śmielej pojawia się słońce i trochę czystego nieba. Gonić tych przede mną nie mam siły, więc na przełęczy Zawarcie czekam na tych z tyłu. Siadając na kamyku, ogrzany słońcem zamykam na chwilę oczy i ..... zasypiam. Nie wiem jak długo, ale chwilkę się zdrzemnąłem. Akurat w tym momencie schodzi z Wołowca najszybsza część naszej grupy, więc tym razem szczyt muszę sobie odpuścić.
      Zejście z tego miejsca to niemalże od początku bardzo popularne zimą, dupo-ślizgi. Warunki niemal idealne tylko zachęcały, dlaczego więc nie skorzystać z okazji. Szybko gubimy wysokość i dalej, już zupełnym spacerkiem, podążamy do schroniska. Posiłek, odpoczynek i powrót na parking. Przed nami jeszcze 1,5 godziny wędrówki, więc powinniśmy zejść na dół przed zmrokiem.
















     Podsumowując, trzeba napisać że wycieczka bardzo udana. Towarzysko, pogodowo i organizacyjnie chyba bez zastrzeżeń, więc nie wykluczone że powtórzymy to jeszcze kiedyś.   Mnie osobiście cieszy że znajdują się stale nowe osoby z którymi mogę się gdzieś wyrwać. Pewnie w dużym stopniu to zasługa facebooka, bo jednak przeglądając go, można sobie zrobić smaka na podobną wyprawę i tak to funkcjonuje. Myślę że niektórzy łapią bakcyla, ciekawe co z tego wyniknie.

Ps. Panowie, jeszcze raz dzięki i do zobaczenia na szlaku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz