Jest taka jedna górka, którą szczególnie sobie upodobałem. Ze względu na jej kaprysy traktuję trochę jak kobietę i od czasu do czasu kontrolnie zaglądam co tam u niej. Jako, że kilka razy już opisywana była pominę szczegóły. Czym to spotkanie różniło się od pozostałych?
Po pierwsze tym, że po raz pierwszy pojechałem tu zupełnie sam. Po drugie, przespałem trochę godzinę wyjazdu. Po trzecie, zatrzymała mnie na kilkanaście minut bardzo gęsta mgła po drodze. Co bym nie zrobił wiadomym było, że nie dotrę na szczyt o wschodzie słońca, no chyba że biegiem i z aparatem tlenowym w plecaku. Pierwotnie trochę się na siebie wkurzyłem, ale niezależnie ode mnie, udało się zrealizować nieco inny scenariusz. Zawsze chciałem to niezwykłe widowisko zobaczyć nieco poniżej szczytu. Popatrzyć z trochę innej perspektywy i nie kombinować z fotkami tak, żeby nikt nie wszedł w kadr. Tak się stało. Pół godzinne opóźnienie pozwoliło wschód obserwować w spokoju i samotności kilka minut poniżej szczytu, a sam szczyt zdobyć w czasie gdy większość osób tam będących zdążyła już się zebrać do schodzenia. Nawet sama droga w dół była przez to spokojniejsza. Pierwotna złość dość szybko więc minęła, tym bardziej, że pogoda wynagrodziła niewielkie trudności.
Do pełni obrazu dodam tylko, że wyjście miało miejsce 20 grudnia, a zimy jeszcze za wiele nie było. co zresztą widać na zdjęciach. Niestety widać też, że jak się nie dba to obiektyw jest zasyfiony i strasznie rażą wszystkie pyłki. No cóż, nieco ładniejsze fotki znaleźć będzie można w podlinkowanych poniżej relacjach.
Do pełni obrazu dodam tylko, że wyjście miało miejsce 20 grudnia, a zimy jeszcze za wiele nie było. co zresztą widać na zdjęciach. Niestety widać też, że jak się nie dba to obiektyw jest zasyfiony i strasznie rażą wszystkie pyłki. No cóż, nieco ładniejsze fotki znaleźć będzie można w podlinkowanych poniżej relacjach.
Dla mnie to już kolejne, bodajże trzynaste wejście na szczyt. Nudzić się nie nudzi więc seria z pewnością będzie kontynuowana tym bardziej, że lubię tak fajnie zaczynać dzień. Ważne żeby trafić z pogodą, czego życzę pewnej, licznie zebranej grupie udającej się tam za tydzień. Co wrażliwszym radzę omijać w tym dniu szczyt (serdecznie pozdrawiam Was dziewczyny) ;)
Obiecane linki:
Wracając z Babiej Góry zatrzymałem się jeszcze w Centrum Górskim Korona Ziemi, ale o tym będzie w innym, być może następnym wpisie.